Obiecałem jakiś czas temu, że na łamach tego blogu wyjaśnię różnice między psem rasowym i tym w typie rasy. Dziś chciałbym tę obietnicę spełnić…
Aby lepiej zrozumieć pojęcie rasy należy w kilku słowach wyjaśnić czym jest rodowód. Otóż w definicji tego dokumentu jest już zawarta cała istota jego znaczenia. Definicja ta mówi bowiem, że rodowód jest dokumentem stwierdzającym przynależność danego zwierzęcia do konkretnej rasy. Można więc śmiało powiedzieć, że pies, który posiada rodowód z całą pewnością jest przedstawicielem rasy, ale nie oznacza to jeszcze, że jest on pozbawiony wad, które mogą go eliminować na przykład z uczestnictwa w reprodukcji. O tym jednak napiszę w dalszej części. Rodowody posiadają oczywiście również inne zwierzęta takie jak konie, koty, a nawet owce i króliki. Ja jednak skupię się na psach
Rodowód oprócz tego, że jest dokumentem stwierdzającym przynależność do rasy zawiera dużo więcej informacji. Możemy dowiedzieć się z niego jakie psy są przodkami naszego pupila. Z jakiego są lub byli kraju, jakie miały osiągnięcia wystawowe, jakie miały wyniki badań w kierunku dysplazji, chorób oczu itp. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, której dowiemy się z rodowodu. W wyniku analizy dokumentu możemy stwierdzić czy w którymś pokoleniu nie doszło do krzyżowania osobników blisko ze sobą spokrewnionych. Takie krycie nosi nazwę inbred, chów wsobny lub kojarzenie krewniacze. Podczas wielu rozmów słyszałem, że takie kojarzenie osobników jest na pewno zabronione i psy z takiego miotu nie otrzymają rodowodu. Muszę zatem wyjaśnić, że Inbred jest jak najbardziej dozwolony i jest jedną z metod hodowlanych. Nie jest on oczywiście ani dobry, ani korzystny, ani moralny, ale jest dozwolony!
Co zatem z psami, które są rasowe, ale nie mają rodowodu? Odpowiedź jest tylko jedna. Nie ma takich psów! Nie ma, bo jak napisałem wcześniej o rasowym psie możemy rozmawiać tylko wtedy, gdy posiada on rodowód. Czy przemawia przeze mnie w tej chwili snobizm? Czy wywyższam jedne psy nad inne? Czy oceniam wartość psa po jego pochodzeniu? Oczywiście, że nie… Sam mam w domu dwa psy. Jeden, a właściwie jedna, to rasowa suka Berneńczyka – Bona, a drugi to pies w typie Landseera – Tobi, o którego pochodzeniu nie wiem nic. Nie wiem nic, bo osobiście wyciągnąłem go ze schroniskowego piekła. Oczywiście w związku z tym, że tam przebywał wiem, że pies ten przeszedł swoistą orkę psychiki, co daje się we znaki niemal każdego dnia. O Bonie wiem znacznie więcej, bo ona ma rodowód. Mogłem go przeanalizować zanim ją kupiłem, mogłem dowiedzieć się wszystkiego o przodkach. I co? I Bona cierpi na dysplazję stawów łokciowych. Czy posiadanie przez nią rodowodu uchroniło ją przed chorobą? Nie… Ale o Bonie mogę mówić, że jest rasowa, a o Tobim nigdy tak nie powiem.
I właśnie na przykładzie Tobiego chciałbym opisać “typ rasy”. Jeśli popatrzymy na niego, zmierzymy go, zważymy, zajrzymy w zęby, to znajdziemy u niego wszystkie cechy Landseera. Umaszczenie jest zgodne z wzorcem, wielkość i waga też. Nawet kształt głowy się zgadza. Czy to wystarczy, żeby nazwać go psem rasowym? Niestety nie. Pomijając już kwestie czysto papierkowe jest jeszcze jedna cecha, która stanowi o “rasowości”. Ta cecha to charakter! Z całą pewnością mogę stwierdzić, że Tobi nie ma charakteru Landseera… Wygląda jak Landseer, ale nie zachowuje się tak. Każdy wzorzec rasy zawiera opis charakteru jakim powinny cechować się jej przedstawiciele. Jest też wyraźnie napisane, że każde odstępstwo od wzorca jest wadą. Każde, to każde… Nie tylko odstępstwo od umaszczenia czy kształtu.
Tu pojawia się początek równi pochyłej. Co przez to rozumiem? Na pewno, to że na początku przymykamy oko na jedno odstępstwo, potem na jeszcze jedno, na kolejne i kolejne. Najpierw nie przeszkadza nam, że pies nie ma rodowodu. Mówimy jednak o nim, że jest rasowy. Potem, nie przeszkadza nam, że inny pies nie ma rodowodu i jest dużo mniejszy. Nadal twierdzimy, że to rasowy psiak. Potem przestaje nam przeszkadzać, że jakiś pies nie ma rodowodu, jest dużo mniejszy i zamiast czarny jest brązowy. I tak po równi pochyłej dochodzimy do tego, że trudno nam określić do jakiej rasy ten psiak jest w końcu podobny. Pamiętam doskonale jak wiele lat temu jeden z moich znajomych pojechał kupić psa na giełdę. Sam fakt kupowania psa na giełdzie jest przerażający i zapowiada tragedię. Kupił on pięknego malutkiego labradora. Po jakimś czasie gdy szczeniak podrósł, ów znajomy stwierdził, że jest to jednak Cocker Spaniel! Ci, którzy wiedzą jak wyglądają psy tych ras na pewno wyczuwają komizm tej sytuacji. Niestety ten komizm jest tak naprawdę dramatem… Tym bardziej, że przytoczona przeze mnie historia wydarzyła się naprawdę.
Myślę, że Labrador, który okazał się Spanielem jest przykładem skrajnym, ale to samo dotyczy psów które do złudzenia przypominają przedstawicieli rasy. Niestety z przykrością muszę powiedzieć, że te psy nie są i nigdy nie będą rasowe. Nie oznacza to, że są gorsze, brzydsze czy głupsze. Chciałbym jednak, żeby oddzielono grubą kreską psy rasowe od tych w typie rasy.
Jest jeszcze jeden rodzaj psów “prawie rasowych”. Ten rzeczywiście ma najbliżej do psów rasowych, ale wciąż nim nie jest. Mam tu na myśli psy, które urodziły się ze skojarzenia dwóch osobników, które rodowód posiadają. Sprawa niby oczywista, ale jednak nie tak, jak się często ludziom wydaje. Szczeniaki, których rodzice mają rodowody a nie mają uprawnień hodowlanych nie dostaną metryk! (Metryka, to taki wstępny dokument, na podstawie którego wydawany jest rodowód. Metryka jest również dokumentem stwierdzającym przynależność do rasy.) I tu należy zastanowić się dlaczego tych uprawnień psy nie mają. Powodów jest kilka. Może nawet kilkanaście. Jednym z głównych jest lenistwo i wygodnictwo właścicieli. Uprawnienia hodowlane zdobywa się bowiem poprzez udział w wystawach, testach psychologicznych i na podstawie badań lekarskich. Berneńczyki na przykład muszą przejść badanie w kierunku dysplazji stawów biodrowych. Jednak nie tylko lenistwo i niechęć do wystaw może być powodem nieuzyskania uprawnień hodowlanych. Wyobraźmy sobie, że właściciel Berneńczyka udał się na prześwietlenie stawów ze swoją suką. Tam okazało się, że psina ma ciężki stopień dysplazji i nie została dopuszczona do hodowli. (Celem niedopuszczenia jest oczywiście chęć wyeliminowania tej choroby z rasy. Moim zdaniem i wielu innych dysplazja jest chorobą dziedziczną jednak spotkałem się z opinią, że jedynie predyspozycje do dysplazji są dziedziczone.) Co się dzieje jeśli właściciel takiej suki postanawia, że i tak będzie miała młode? Kryje ją bez uprawnień… Szczeniaki tej suki z dysplazją są obarczone ryzykiem wystąpienia tej choroby. Jej wnuki i prawnuki zresztą też. Czyli łatwo można wywnioskować, że suka z rodowodem, to nie to samo co suka z uprawnieniami hodowlanymi, prawa? Jaką mamy zatem pewność, że “rasowe” szczeniaki bez rodowodu nie są potomkami psów rasowych, ale chorych? A może suka została pokryta przez własnego ojca, albo syna? Jak bez rodowodu stwierdzić, kto jest przodkiem szczeniaka?
Doskonałym przykładem jest właśnie moja Bona. Ona ma rodowód, jest pięknie umaszczona i dobrze zbudowana. Czy to oznacza, że może mieć szczeniaki? Nie może, bo ma dysplazję! Jednak gdybym był nieodpowiedzialny, albo zależałoby mi na kasie, to pokryłbym ją psem z rodowodem, a przyszłym właścicielom narodzonych szczeniąt mówiłbym, że są one rasowe. Przecież ojciec i matka mają rodowody! Niestety, jak wspomniałem sam rodowód jest bardzo istotnym dokumentem, ale do rozmnażania psów nie wystarczy.
Podsumowując chciałbym jeszcze raz podkreślić, że każdy pies zasługuje na szacunek, każdy jest na swój sposób piękny i każdemu należy się opieka, ale nie każdy jest rasowy. Nie ma nic złego w tym, że mamy psa w typie rasy. Te psy też nas kochają, też za nami tęsknią i dla nas samych są przecież najlepsze na świecie! I niech tak zostanie już na zawsze…
źródło:http://opsach.piszecomysle.pl/2012/11/26/rasowy-czy-w-typie-rasy/